Autor |
Wiadomość |
LeViTy
 |
Wysłany:
Nie 11:09, 11 Lut 2007 Temat postu: |
|
Nie wiem kiedys na pewno bede chciala sie ohajtac z tym jednym jedynym.. |
|
 |
marble
 |
Wysłany:
Sob 9:15, 09 Wrz 2006 Temat postu: |
|
jesli sie naprawde kocha nie potrzeba zadnych sztucznych ceremoniałow... ostatnio - na rozpoczeciu roku - bylam na mszy ze swoja klasa... i tak sobie popatrzylam na caly ten "cyrk"... faceci w sukienkach, gesty, slowa, oprawa muzyczna i scenografia... istne przedstawienie zamknietej kasty dla ciemnych mas... i to oni narzucaja nam "prawne uregulowanie uczuc" porazka... |
|
 |
OlGaAA
 |
Wysłany:
Pią 5:20, 08 Wrz 2006 Temat postu: |
|
No cos ty wisniowa oczywsice ze w temacie
mi osobiscie tez nie spieszy sie do ołtarza
ogolnie wuarzam ze ważne ze sie z kims jest i sie go kocha a nie jakies tam przyzeczenia .. jestem ogolnie anty slubowa no ale wiecznym narzeczństwie moglabym życ  zreszta to juz chyba pisalam wyzej bardziej obszernie  |
|
 |
Wisniowa_Poznan
 |
Wysłany:
Pią 2:18, 08 Wrz 2006 Temat postu: |
|
Ja powiem tylko, że moim zdaniem papierek o niczym nie świadczy.
I nawet jesli kiedys bym wzięla ślub to na pewno nie kościelny
Ale tak troche odbiegłam od tematu  |
|
 |
marble
 |
Wysłany:
Czw 11:07, 07 Wrz 2006 Temat postu: |
|
oj tak... wazne decyzje podejmowane w afekcie... pod wplywem chwili - naleza moim zdaniem do najmniej trafnych... czasem lepiej ochlonac, poznac sie, sprawdzic w kilku sytuacjach... potem decydowac... |
|
 |
OlGaAA
 |
Wysłany:
Czw 10:10, 07 Wrz 2006 Temat postu: |
|
"Małżeństwa nie powinny być zawierane w tym stanie chorobowym, jakim jest tak zwane zakochanie. To powinno być prawnie zakazane. Jeśli nie przez cały rok, to przynajmniej od marca do maja, kiedy ten stan staje się z powodu zakłócenia mechanizmu wydzielania hormonów powszechny i objawy szczególnie nasilone. Powinno się najpierw iść na odwyk, porządnie się odtruć i potem dopiero powrócić do myśli o małżeństwie. W stanie, w jakim są zakochani ludzie, dopamina przeŹlewa się im przez kanały rozsądnego myślenia i zatapia mózg. SzczeŹgólnie lewą półkulę. To udowodniono najpierw na szczurach, potem na szympansach, a ostatnio na ludziach. Gdyby zakochanie trwało zbyt długo, ludzie umieraliby z wyczerpania, arytmii lub tachykardii serca, głodu albo syndromu odstawienia snu. Ci, co by jednak nie umarli, w najlepszym wypadku skończyliby w szpitalu wariatów"
Faktycznie tak jest? ?? :> |
|
 |
OlGaAA
 |
Wysłany:
Czw 5:30, 31 Sie 2006 Temat postu: |
|
No ja osobiscie .. hmmm .. z jednej strony jak kazda kobieta gdzies mam wizje swojego "ewentualnego" slubu .. ale nie wiem czy kiedykolwiek go zrealizuje ... musialby sie sie zdarzyc wielkie bummm bym zmienila zdanie ... no albo by mi odszelilo co w sumie zdarza mi sie czesto no ale ... ogolnie jestem przecwna instytucji malzenstwa ... czlowiek wtedy spoczywa na laurach bo juz sie ta druga osobe "ma" i zaczynaja sie problemy .. mozna przecez zyc sobie spokojnie wlansie "na kocia lape" bo tez nie lubie slowa konkubinat (zle mi sie kojarzy) slub jest tylko tym dla mnie ze sie potem mozna rozliczac z podatku razem:P a nic poza tym nie wnosi do zwiazku no chyba ze ktos ma zasady ze nie zamieszka ani nie bedzie uprawiac sexu przed malzenstwem ja do takich ludzi nie naleze  na szczescie    |
|
 |
marble
 |
Wysłany:
Śro 16:44, 30 Sie 2006 Temat postu: |
|
hmmm, mysle ze wiekszosc kobiet chce slubu, chce cementowac zwiazek malzenstwem... jednak tak sobie patrze na swoich znajomych i widze ile niestety mozna w ten sposob zepsus i jakie wszystko potrafi stac sie nagle trudne i bezkompromisowe...
osobiscie chcialabym wziac slub, ale nie jest to dla mnie konieczne, jesli sie kogos kocha i jest sie kochanym to wystarczy byc ze soba, bez zbednych ceremonialow...
konkubinat - nie lubie tej nazwy, nie wiem moze dlatego ze jakos nieszczegolnie sie kojarzy ... jak slysze haslo konkubina to widze spuchnieta od alkoholu twarz, malenkie oczka pelne zmeczenia, belkotliwy potok slow i takie tam... wiem ze to moze stereotypowe, ale tak mam
zdecydowanie wole okreslenie "na kocia lape"... moze dlatego ze lubie koty? |
|
 |
OlGaAA
 |
Wysłany:
Śro 10:19, 30 Sie 2006 Temat postu: Po co właściwie ślub? |
|
Ankieta to tylko niezobowiązujący dodatek. Chciałbym, żebyście napisali, po co Wam osobiście ślub? To tylko symbol i tradycja czy ostateczne, ale płynące z serca przyrzeczenie. A może ślub jest ważny ze względów ekonomicznych?
Po co właściwie sobie oficjalnie przyrzekać, jesli potem przyrzeczenia się łamie w mniej lub bardziej drastyczny sposób?
Czy przyrzeczenie przed urzędnikiem/księdzem jest dla Was bardziej wiążące, niż przyczenie bez świadków?
Co sądzicie o konkubinacie? |
|
 |